sobota, 17 stycznia 2015

INFINITE - "Angels of destiny" 2. You can run, you can hide but you can't lose me.

"ANGELS OF DESTINY"

2. "YOU CAN RUN, YOU CAN HIDE, BUT YOU CAN'T LOSE ME."

Czas i miejsce akcji: SEUL - KOREA, CZASY WSPÓŁCZESNE

           Kolejny piękny, ciepły i słoneczny poranek taki sam jak każdy dzień seulskiego lata. Dongwoo stał oparty plecami o maskę swojego srebrnego suw’a, bazgrząc coś w starym notesie.
Jedną ręką delikatnie poluźnił krawat ciasno oplatający jego szyję, po czym przetarł dłonią policzki rozgrzane przez ciepłe promienie słoneczne padające mu na twarz. Chwilę później postanowił zdjąć marynarkę szarego garnituru, w który był ubrany i delikatnie podwinąć rękawy śnieżnobiałej koszuli, wcale nie dlatego, iż było mu duszno, on nie doznawał tak trywialnych i przyziemnych odczuć jak zimno czy gorąco, chciał po prostu poczuć na swej skórze delikatny powiew letniego wietrzyku. Oczy miał skierowane w stronę przyciemnionej szyby pewnej z kawiarni, która wieczorem zamieniała się w jeden
z najbardziej obleganych nocnych klubów koreańskiej stolicy. Jego wzrok skoncentrowany był na postaci poruszającej się za taflą szkła. Menager lokalu siedzący przy stoliku znajdującym się najbliżej okna przełożył kilka kartek, na innych złożył parę podpisów następnie wkładając je do teczek i segregatorów. Jang zapisał drukowanymi literami w swoim notesie: „ZNOWU PRACA – NIC CIEKAWEGO”.
Zły i znudzony podrapał się po głowie. Zastanawiał się dlaczego jego zwierzchnicy dali mu tak okropnie żmudną i nużącą pracę jaką jest obserwowanie i śledzenie kogoś kto prowadzi życie przykładnego obywatela. Był pewien, że ze swym potencjałem, doświadczeniem i zapałem powinien wykonywać jakąś bardziej odpowiedzialną i rozwojową pracę, niż to co mu zlecono. Chwilę później mężczyzna wsunął wszystkie dokumenty do swojej teczki i wstał z zajmowanego miejsca. W tym czasie Dongwoo wślizgnął się do samochodu i odpalił silnik nie spuszczając wzroku z mężczyzny w kawiarni. Ten tylko podszedł
do lady rzucił na nią kilka faktur po czym kiwnął palcem na kelnera dając mu znak, by je zabrał po czym wyszedł z lokalu delikatnie zamykając za sobą drzwi. Uważnie rozejrzał się dookoła studiując każdy szczegół otoczenia, Woo odruchowo zsunął się z siedzenia tym samym chowając za kierownicą, jakby ktokolwiek mógł go dostrzec zza czarnych jak noc szyb jego samochodu. Hoya jak zwykle wsiadł do swego wozu i odjechał.
- Howon jesteś cholernie przewidywalny i jeszcze bardziej nudny… - Szepnął blondyn sam
do siebie ruszając z podjazdu za celem swych obserwacji. Mocne szarpnięcie i uderzenie w jego samochód uniemożliwiły mu kontynuację zadania i sprawiły, że Dongwoo zaklął pod nosem wysiadając z suw’a. Gdy wściekły przeszedł na tył samochodu zobaczył spore wgniecenie w szarej stali swego pojazdu i niemal odpadający zderzak jakiegoś starego mercedesa. Widząc swoją własność niemal nietkniętą i wóz sprawcy kolizji w tak opłakanym stanie cała złość uleciała z niego w ułamku sekundy. Chciał powiedzieć, że nic się nie stało i odjechać jak najszybciej tylko po to, by nie stracić Howon’a
z zasięgu wzroku. Na widok właściciela auta otworzył usta, lecz roztrzęsiony młodzieniec nie dopuścił go do słowa.
- Ja pokryję wszelkie szkody, za wszystko zapłacę, tylko błagam niech pan nic nie mówi moim rodzicom. - Lamentował i przepraszał wymachując rękami. Dongwoo roześmiał się uprzejmie delikatnie zakrywając twarz, gdyż cała ta scena nagle wydała mu się zbyt karykaturalna, by mogła być prawdziwa. Znów podjął próbę przemówienia i znów spełzła ona na niczym, gdyż młodzieniec nie przestawał nadawać. – Proszę, bardzo pana proszę! Niech pan nic nie mówi mojemu tacie… on mnie zabije, zabierze mi tygodniówkę i da szlaban do końca życia! – Kontynuował błagalnym tonem. 
- Dobrze, spokojnie nic im nie powiem, przecież nawet ich nie znam… - Rozbawiony anioł
nie wytrzymał dłużej i wszedł chłopakowi w słowo starając się nieco rozluźnić atmosferę. 
- Tu są moje dane i telefon proszę o kontakt za wszystko zapłacę, obiecuję. – Powiedział podając blondynowi karteczkę zabazgraną niechlujnie kilka sekund wcześniej. – Niech tylko poda mi pan numer swojej polisy, a pokryję wszelkie koszty. – Dodał jeszcze skłaniając się lekko tym samym okazując szacunek. Dopiero w tym momencie Dongwoo zyskał chwilę, by przyjrzeć się chłopakowi. Był niewiele młodszy, niż Dongwoo mógłby się wydawać na pierwszy rzut oka, chłopak miał może 19-20 lat…?
Miał czarne, gęste włosy, których pojedyncze kosmyki zwiewnie opadały mu na oczy. Woo zwrócił uwagę na jego otarte opuszki palców, których zrogowaciała faktura mogła sugerować, iż gra on na gitarze, tak kontrastująca z delikatną skórą zadbanych dłoni. Anioł na moment zatracił się w jego przystojnej twarzy i głębi czekoladowych oczu spoglądających na niego zza rozrzuconych po czole kosmyków włosów. Potrząsnął głową powracając do rzeczywistości i powtórzył bezmyślnie za chłopakiem:
- Numer mojej polisy… - Wyszeptał chcąc przerwać żenującą ciszę, gdyż moment, w którym przypatrywał się młodzieńcowi wydał mu się nagle okropnie długi i niezręczny. – Tak, polisy oczywiście… - Zaśmiał się zrezygnowany. – „Przecież każdy anioł ma ich na pęczki, zupełnie tak samo jak kont bankowych i ubezpieczeń, toż to oczywiste jak 2+2, zbieramy je przez miliony lat dając ZUS’owi na sobie żerować.” – Ironizował w głowie po czym przemówił już na głos: - To nie będzie konieczne. – Odwrócił się na pięcie i ruszył do swojego samochodu pozostawiając zdezorientowanego młodzieńca stojącego na bruku. W pośpiechu wsiadł do samochodu, trzasnął drzwiami i w mgnieniu oka odpalił silnik. Przed odjazdem powstrzymało go subtelne pukanie w szybę, opuścił ją wzdychając głęboko.
- Jak pana odnajdę? Nie zostawił pan żadnych namiarów. – Uświadomił anioła chłopak zerkając na niego pytająco.
- Nie ma takiej potrzeby… - Odpowiedział oschle blondyn, jednak ta odpowiedź wydała mu się zbyt nieuprzejma wobec tak miłej osoby, jaką wydawał się być brunet. – Ja cię odnajdę, jeśli zajdzie taka potrzeba. – Machnął mu karteczką z danymi przed nosem, uśmiechając się uprzejmie. – „Ale nie zajdzie… a ja nie będę nawet próbował.” – Dodał już bezgłośnie. Po czym odjechał z szybkością światła. We wstecznym lusterku widział pytające i zaciekawione spojrzenie czekoladowych oczu odprowadzające go, aż do zakrętu za którym zniknął z piskiem opon.
Dopiero po kilkunastu minutach szybkiej i brawurowej jazdy Jang postanowił zjechać na pobocze, 
by odsapnąć przez moment. Po chwili bezmyślnego wpatrywania się w pustą szosę rozciągającą się
przed nim dotarło do niego, co tak naprawdę się stało. Przez ten na pozór niewinny incydent zgubił Hoyę i nie miał zielonego pojęcia gdzie ten mógłby się udać. Nagle poczuł ogromny strach, a zimny pot zalał mu skronie. Był świadom, że natychmiast powinien udać się do zwierzchnika i o wszystkim
mu opowiedzieć, a potem okazać skruchę i prosić o wybaczenie za porzucenie wykonywanego zadania, ale w tym momencie nie miał na to najmniejszej ochoty.
- Sunggyu obedrze mnie ze skóry. – Powiedział, przyglądając się swojej twarzy w samochodowym lusterku. – Chociaż... wszystko mogę jeszcze naprawić… - Prowadził monolog z własnym odbiciem. – Wieczorem Lee pracuje w clubie i właśnie tam go odnajdę… Nikt nie musi o niczym wiedzieć. Naprawię to co spieprzyłem i wszystko będzie dobrze bo niby co miałoby się stać przez te parę godzin, jeżeli przez kilkaset lat nie wydarzyło się absolutnie nic? – Zapewniał i przekonywał sam siebie, nie do końca wierząc we własne słowa. Oparł głowę na kierownicy starając się rozluźnić napięte do granic możliwości mięśnie i ułożyć w głowie jakiś sensowny plan działania. Dopiero po chwili zorientował się,
że w dalszym ciągu ściska w dłoni zmięty kawałek papieru z danymi chłopaka o hipnotyzującym spojrzeniu i głębokich jak ocean oczach koloru gorzkiej czekolady podszytych skrytą w nich tajemnicą. Rozprostował palcami papier czytając: Kim Myungsoo. Powtórzył jego imię kilkukrotnie w myślach. Zadając sobie pytanie: - Jaką to tajemnicę skrywasz, cherubinie? – Sam roześmiał się dźwięcznie analizując jak perfekcyjnie pasuje do tego młodzieńca przydomek jaki właśnie mu nadał.
***
            Wieczorem Dongwoo udał się do kawiarni, która już o tej godzinie widniała pod szyldem clubu nocnego o nazwie: „Admiral’s arms”. Ubrany był w czarne skórzane spodnie ciasno opinające jego umięśnione uda, białą zwiewną koszulę, której kilka guzików pozostawił niezapiętych tym samym ukazując skrawek nagiego torsu, oraz czarne dość toporne buty, które nadawały mu rock’owego wyglądu. Na szyi zwisał mu srebrny gruby łańcuszek ze stalowym krzyżem, a blond włosy rozrzucone miał
w artystycznym nieładzie. Wszystko to tylko po to, by wtopić się w otoczenie i atmosferę panującą
w klubie. Przestąpił próg lokalu po czym zgrabnie przecisnął się pomiędzy roztańczonymi i spoconymi ciałami młodych ludzi bujających się w rytm muzyki dobiegającej z głośników. Na scenie przy mikrofonie wiła się kobieta w transie wyśpiewując rytm, do którego podrygiwali ludzie. Po długiej walce z falą porywających go ciał Jang’owi udało się dotrzeć na tyły clubu, gdzie zasiadł przy jednym
z najbardziej schowanych, w kącie stolików, z którego miał idealny widok na całą przestrzeń, ale niewiele kto mógł go dostrzec w świetle neonów i przy błyskach stroboskopu. Długo wodził wzrokiem po całym pomieszczeniu zanim zdołał dostrzec w oddali niewyraźną sylwetkę Lee Howon’a.
Niespodziewanie w lokalu zapanowała absolutna cisza, a piosenkarka, której głos do tej pory wypełniał przestrzeń zeszła pospiesznie ze sceny ustępując miejsca menagerowi „Admiral’s arms”,
który z gracją i wrodzonym wdziękiem stanął na scenie ściskając w dłoni mikrofon. Tłum zaczął piszczeć i skandować jego imię jakby nagle zebrani tu ludzie dostrzegli swego guru. Ten tylko uciszył ich gestem ręki chcąc zabrać głos. Przyłożył mikrofon do ust po czym powiedział:
- Serdecznie dziękuję wszystkim zgromadzonym za wybranie naszego skromnego klubu. – Położył duży nacisk na określenie jakiego użył w stosunku do swego pub’u, sugerując, że wcale tak o nim
nie myśli, a jedynie użył go pokazując udawaną pokorę i wstydliwość, których w rzeczywistości był absolutnie pozbawiony. – Obiecuję wam niezapomniane doznania i wspaniałą zabawę do białego rana. -  Po tym zapewnieniu dało się słyszeć wiele pomruków aprobaty wśród tłumu zabawowiczów. – A teraz specjalna niespodzianka! Pora na chwilę zwolnić rytmy… Specjalnie dla was nasza najjaśniej lśniąca gwiazda i wasz niezaprzeczalny faworyt: L! – Wykrzyknął wskazując ręką na skraj sceny, na którym pokazał się młody chłopak z gitarą w rękach. Zebrani zaczęli wiwatować i wyciągać ręce w kierunku swojego idola, jakby chcieli zdobyć chociaż niewielki jego kawałek tylko dla siebie.
Dongwoo gwałtownie poderwał się z miejsca niemal przewracając krzesło, na którym jeszcze przed momentem siedział, na chwilę zabrakło mu tchu, ale szybko opanował się powracając do wcześniejszej pozycji. Szepnął w przestrzeń niemal bezgłośnie, tak że jedynie z ruchu jego warg można było wyczytać: „Kim Myungsoo”.
Brunet bez słowa zasiadł na barowym stołku delikatnie kładąc sobie gitarę na kolanach. Subtelnie przejechał palcami po strunach wydobywając z nich kilka cichych i perfekcyjnych dźwięków. Dookoła panowała niesamowita cisza, a w powietrzu zdało się czuć podniecenie, zniecierpliwienie
i wyczekiwanie tak mocno, iż zdawały się one namacalne i niemal bolesne. Myungsoo przybliżył usta
do mikrofonu i patrząc w wielkim skupieniu na swój instrument, jakby tylko on na całym świecie miał dla niego znaczenie rozpoczął wyczekiwany występ. Zaczął śpiewać delikatną balladową piosenkę,
której prawdopodobnie był autorem, gdyż Jang nigdy wcześniej nie miał przyjemności jej słyszeć. Jego głos był tak czysty i piękny, że anioł przymknął powieki delektując się każdym dźwiękiem płynącym
z ust niedawno poznanego młodzieńca.
- „Nie powinienem mówić tego na samym początku, ale… Nareszcie siedzę naprzeciwko Ciebie, mówiąc o rzeczach, które tylko nasza dwójka jest w stanie zrozumieć. I wreszcie jestem przygotowany żeby powiedzieć…” – Śpiewał Kim nie spuszczając wzroku ze strun swojej gitary, jakby każdy akord był na wagę złota. – „Nie mogę zapomnieć widoku twych ust wypowiadających moje imię po raz pierwszy. Twych błyszczących oczu, które spoglądały tylko i wyłącznie na mnie.” -  Dongwoo uchylił powieki spoglądając wprost na Myungsoo.  Jego pogrążona w głębokich emocjach twarz sprawiła, iż serce anioła zaczęło bić ze zdwojonym tępem. – „Czy pamiętasz nasze pierwsze niezręczne spotkanie?” – Kim uniósł twarz w kierunku publiczności. Blondyn miał wrażenie, że chłopak wyłapał jego spojrzenie w tłumie,
że pomimo kilkudziesięciu, a może i kilkusek par oczu skierowanych w jego stronę, chłopak dostrzega tylko te należące do niego. Nagle wszystko dookoła straciło na znaczeniu, Woo czuł jakby znajdowali się tu tylko oni dwaj, a młody artysta dedykował tę piosenkę właśnie jemu. Słowa ballady zdawały się być poświęcone Jang’owi, jakby to on stanowił inspirację do powstania tego utworu. – „Jesteś jedyną osobą, o której nigdy nie będę mógł zapomnieć… tylko Ty… W momentach, gdy staję się słaby, staram się odszukać Ciebie. Czy będziesz w stanie zrozumieć mnie bez zbędnych słów?” – Woo machinalnie skinął głową odpowiadając na pytanie postawione w piosence, jakby było zadane tylko i wyłącznie jemu.
L uśmiechnął się w zrozumieniu dając aniołowi znak, iż jego przekaz dotarł do odbiorcy. – „Nadejdą dobre i złe dni, ale jedyną osobą, o której myślę jesteś: Ty… Wyobrażałem sobie to już wcześniej:
Ty i ja, razem w odległej przyszłości.” – Blondyn nie wytrzymał elektryzującego napięcia powstałego pomiędzy nimi. Wstał od stolika i chwiejnym krokiem udał się w kierunku tylnego wyjścia. Poczuł ulgę dopiero gdy jego dłoń znalazła się na klamce otwierając drzwi z impetem. Odetchnął głęboko wciągając zimne powietrze głęboko do płuc jednocześnie delektując się chłodnym wiatrem omiatającym jego ciało
i rozwiewającym jego blond kosmyki. Jang objął się ramionami starając się z całych sił skupić swoje myśli i uspokoić rozszalałe w piersi serce.
Gdy wreszcie udało mu się opanować emocje i powrócić na ziemię jego oczy rozszerzyły się
w przerażeniu, a ciarki przeszły mu po plecach. -„Cholera jasna… Howon! Pieprzony Howon! Na śmierć zapomniałem, że miałem go pilnować!” – Kolejny raz tego dnia zawalił swoje zadanie z tego samego trywialnego powodu. Jednakże dalej istniała szansa na jego sukces. Wystarczyłoby tylko powrócić
do „Admiral’s arms” i odnaleźć obiekt… Jednak owa szansa uleciała równie szybko jak tylko pojawiła się w myślach obserwatora. Cichy szelest za jego plecami i trzask drzwi wzmożyły czujność nieśmiertelnego. Nawet nie odwracając się za siebie wiedział kto podążył za nim.   
- A więc mnie odnalazłeś… - Zauważył Myungsoo, opierając się plecami o murowaną ścianę.
          - „Uwierz mi nawet nie próbowałem.” – Wytknął jego umysł. – Ma się te zdolności
tropicielskie. – Zażartował wciąż wpatrując się w ciemną uliczkę przed swoją twarzą. Coś w tym dzieciaku było zupełnie nie tak, miał w sobie coś co fascynowało Dongwoo. Lecz ta sama nieodgadniona część jego osobowości sprawiała, że anioł czuł niepokój, a włosy jeżyły mu się na głowie. Mężczyzna nie mógł zrozumieć, co takiego tkwiło w tych czekoladowych tęczówkach, czego nie mógł pojąć. Nigdy wcześniej nawet żadnemu nieśmiertelnemu stworzeniu nie udało się go doprowadzić do takiego stanu w tak krótkim czasie, a co dopiero pospolitemu człowiekowi. Jakiś element tej układanki ewidentnie nie pasował do jednolitego przez miliony lat obrazu, Woo musiał tylko go odnaleźć, by na powrót złożyć swój świat i myśli w klarowną całość. Pozostawało tylko jedno pytanie… lecz najtrudniejsze do odgadnięcia: jak poznać ową tajemnicę nie zbliżając się do tego zagadkowego młodzieńca.







Fragment piosenki pochodzi z utworu: INFINITE - With... przetłumaczonego przeze mnie.
Do posłuchania tu: